Telegram. Aplikacja, która obali reżim Łukaszenki?

Komunikator łączy miliony Białorusinów mimo ograniczonego Internetu

W dobie protestów i białoruskiej wiosny władze w Mińsku zdecydowały się na zamknięcie najpopularniejszych portali i blokadę internetu mobilnego i stacjonarnego w całym kraju. Białorusini alternatywę do wzajemnej komunikacji i przekazywania wiadomości znaleźli w komunikatorze, którego w Polsce większość osób może nie kojarzyć, a na całym świecie jest używany przez ponad 400 milionów użytkowników.

Telegram w 2013 roku założyli bracia Nikołaj i Paweł Durow. Komunikator wypłynął na wielkie wody w dobie afer podsłuchowych z amerykańskim NSA w tle. Z jednej strony rządy podsłuchujące obywateli pod przykrywką walki z terroryzmem, z drugiej wielkie korporacje jak Facebook analizujące każdą naszą wiadomość (również te niewysłane!) w celu lepszego targetowania reklam. Użytkownicy zaczęli rozglądać się za alternatywą: prostą w obsłudze i multiplatformową jak Messenger czy WhatsAPP, a jednocześnie gwarantującą prywatność.

Nowa era wiadomości

Czy Telegram rzeczywiście może zapewnić pełne bezpieczeństwo informacji? Po wczesnej fali entuzjazmu pojawiło się kilka wątpliwości. Wątpliwości dotyczą między innymi przechowywania danych w chmurze. O słabych stronach tego rozwiązania przekonać się miał m.in. Minister Sprawiedliwości Serbii, którego konto zostało zaatakowane przez hackerów, a treści rozmów wyciekły do mediów. Niestety Telegram nie sugeruje domyślnie dwuetapowej weryfikacji, która zapewniłaby większe bezpieczeństwo przed potencjalnym złamaniem hasła.

Telegram korzysta z własnej technologii szyfrowania o nazwie MTproto. Kod źródłowy tego protokołu nie jest jawny (jak w przypadku Signal), przez co kwestia bezpieczeństwa danych jest równocześnie kwestią naszego prywatnego zaufania do samej platformy. Nie da się nie zauważyć pewnych nieszczelności systemu, czego przejawem może być wyciek informacji o dostępności online użytkownika, który już teraz wykorzystują oprogramowania trzecich deweloperów.

Telegram kontra władze

Powstaje zatem pytanie: czy Telegramowi można ufać? Historia pokazuje, że póki co łase prywatnych informacji rządy, a zwłaszcza dyktatury, nie przepadają za aplikacją. Popularność aplikacji wśród organizatorów zakazywanych przez władze protestów i próby zablokowania działania komunikatory w krajach, gdzie wolność słowa nie jest popularna, może wskazywać że Telegram mimo pewnych niedoskonałości spełnia swoją rolę.

W październiku 2017 roku rosyjski sąd ukarał autorów aplikacji grzywną 14 tys. dol. za odmowę przekazania danych niezbędnych do dekodowania przesyłanych wiadomości rosyjskim służbom specjalnym FSB. Wkrótce potem aplikacja została oficjalnie zakazana w Rosji, mimo braku technicznej możliwości wyeliminowania programu z cyberprzestrzeni. W toku nieudolnych prób zablokowania działania Telegramu w Rosji, władze miały doprowadzić do wyłączenia dużych obszarów sieci, w tym usług części rosyjskich banków oraz Gmaila. W kwietniu administracja poddała się uruchamiając rządowy profil na platformie, poprzez który dystrybuowane były informacje na temat pandemii COVID-19. Tuż przed wakacjami zakaz został oficjalnie zniesiony.

Telegram odegrał kluczową rolę dla organizacji protestów w Hongkongu. Aplikacja służyła demonstrantom do skrzykiwania się w wybranych częściach metropolii i demaskowania policyjnych tajniaków. W grupowych rozmowach użytkownicy dzielili się również kodami dostępów do prywatnych budynków, by zapewnić sobie nawzajem miejsce do ukrycia przed służbami rządowymi. W konsekwencji aplikacja przez długi czas zmagała się ze zmasowanymi atakami hakerskimi, potencjalnie inspirowanymi przez rząd Chin.

Białoruskie profile Nexta na Telegramie śledzi już 3 mln subskrybentów

Najbardziej jaskrawym przykładem niezależności Telegramu okazał się jednak okres wyborów na Białorusi. Władze z Mińska w odpowiedzi na protesty milionów Białorusinów zdecydowały się zareagować terrorem i totalnym odcięciem od informacji całego kraju. Telewizje nie informowały o demonstracjach pacyfikowanych przez siły rządowe, a internet zarówno mobilny jak i stacjonarny na kilka dni został wyłączony przez rządowe blokady, które jednak dało się obejść poprzez prywatne VPN-y.

W warunkach ograniczonego lub spowolnionego transferu, Telegram ze swoją prostą formułą i niewielkimi paczkami danych spisał się wzorowo. Po wyłączeniu serwerów głównych niezależnych serwisów informacyjnych Białorusi jak Tut.by czy Onliner.by pałeczkę głównego źródła informacji w sieci przejęły kanały Nexta Live i Nexta (czyt. „Niechta” – z białoruskiego „Ktoś”) redagowane przez białoruskiego blogera Sciapana Puciła. Nexta dostarcza codziennie setki komunikatów z informacjami o protestach w poszczególnych miastach, zdjęciami i nagraniami video. Obydwa profile posiadają łącznie ponad trzy miliony subskrybentów, co przy liczącej dziewięć milionów populacji kraju świadczy o niebywałej popularności.

Telegram ma również ciemne karty w swojej historii. W 2015 roku na kanwie negatywnych artykułów prasy, m.in. brytyjskiego tabloidu „Daily Mirror” komunikator otrzymał łatkę „aplikacji dżihadystów”. Narzędzie cieszyło się powodzeniem wśród szukających animowości członków i zwolenników ISIS. W szczytowym momencie kanał Państwa Islamskiego śledziło ok. 9 tys. użytkowników. W odpowiedzi autorzy platformy zabrali się do banowania profili propagandystów wspierających islamski terroryzm.

W sierpniu aplikacja wprowadziła obsługę szyfrowanych rozmów video. W najnowszej wersji komunikatora znajdziemy również animowane emotikony oraz tryb bąbelków dla nowej wersji Androida.

(zdjęcie główne: nn.by)